Tak to się zaczęło

Dawno, dawno temu kiedy po czternastu dniach od pamietniej niedzieli - dnia siódmego, kiedy to wszystko okazało się dobre co Bóg stworzył, gdzie teoretycznie nie było już co stwarzać bo wszystko było - Bóg postanowił stworzyć góry. Miało to na celu pokazanie ludziom, iż widok z okolic okołoniebnych na ziemię może dać im coś czego do tej pory nie mieli na ziemi.

Idąc tym śladem, postanowiliśmy zebrać się i sprawdzić czy to prawda...

sobota, 17 grudnia 2011

Orla Perć!

W dniu 20.08.2011 postanowiliśmy przejść najtrudniejszy polski szlak w tatrach - Orlą Perć.

Po krótkim aczkolwiek treściwym noclegu w Hubie, położonej niedaleko Jeziora Czorsztyńskiego dostaliśmy się do parkingu przy sławnym rondku z fontanną w Zakopanem, położonym niedaleko tej stacji benzynowej, co to Jej platforma poczyniła spustoszenie w wodach Zatoki Meksykańskiej.

Ponieważ było troszkę po 6:45 rano, a do Kuźnic można dojechać jedynie busikiem, spakowaliśmy manatki i co sił w nogach i z mocą smrodzącego środowiska busika pognaliśmy w stronę dolnej stacji kolejki na Kasprowy Wierch.

Będąc w okolicach godziny 7-mej przy stacji, zastaliśmy jak to w sobotni wakacyjny pogodny dzień tłum prognozujący dwugodzinną gehennę w kolejce oczekujących.

Ze wstydem trzeba się przyznać ale "wykupiliśmy" miejsce w początku kolejki, co kosztowało nas 70 zł, w podzieleniu na 9 osób nie stanowiło aż tak koszmarnego obciążenia dla indywidualnych budżetów wycieczki.

Cwaniactwo Polaków oraz notoryczna pokusa do kombinowania i obchodzenia wszystkiego i wszędzie sprawiły iż wyjechaliśmy w górę wyjazdem o godzinie 8:00.

Kasprowy Wierch (1987 m n.p.m.) powitał nas pięknym słońcem, wychodzącym spod porannych chmur, który oddalał się od ostrych szpiców Tatr w stronę Zakopane-Centrum i dalej...

Na szczycie też troszkę zeszło, i w końcu po wszelkich przetasowaniach wyruszyliśmy po blisko 50-ciu! minutach czerwonym szlakiem w kierunku Świnicy (2301 m n.p.m.), skąd w coraz to większym tłumie udaliśmy się nadal czerwonym szlakiem w kierunku przełęczy Zawrat.

Widoki stawały się coraz piękniejsze zarówno tę na stronę Zakopanego, min. Zielony Staw, Długi Staw, oraz Zadni Staw Gąsienicowy. Pogoda w dalszym ciągu dopisywała. W oddali było widać Babią Górę i Pilsko. Natomiast widok na Dolinę Pięciu stawów był tym razem od innej strony niż ze Szpiglasowej Przełęczy, skąd wreszcie mogliśmy ujrzeć taflę Zadniego Stawu Polskiego (1890 m n.p.m.), położonego najwzyżej z wszystkich pięciu stawów.

Przełęcz Zawrat (2158 m n.p.m.) a wraz z nią przecięcie się szlaków niebieskiego, prowadzącego z Doliny Pięciu Stawów na Halę Gąsienicową, powitały nas tłumami, jakich do tej pory było względnie mało. No może więszke spiętrzenie było jedynie przy górnej stacji kolejki na Kasprowy. Ale to co innego, bo tutaj już trzeba było na własnych nogach, a nie w "szpileczkach"...

Od przełęczy Zawrat, a mieliśmy już troszkę w nogach po Świnicy rozpoczęliśmy wspinaczko, marszo-chód, a w większości korko-postój najbardziej niebezpiecznym szlakiem w Tatrach - Orlą Percią. Nadal oznaczenie było w kolorze czerwonym. Szlak z racji wysokiego zaludnienia, od przełęczy Zawrat do Koziego Wierchu jest jednokierunkowy. My i 98 % zwiedzających szło szlakiem "z prądem" jednak kilku śmiałków (lub debili jak kto woli) znalazło się po drodze, idących "pod prąd".

Po osiągnięciu Koziego Wierchu (2291 m n.p.m.), zapadła decyzja o dłuższym postoju. W sumie nie było wszystko tak wycieńczające dla nóg, gdyż dużą część trasy człowiek musiał stać w korku, gdzie odpoczywał ale też we wspinaczce część ciężaru wyprawy przejmują ręce (obowiązkowo w rękawicach), które za pomocą łańcuchów lub bez, pomagają człowiekowi zbliżyć się do chodu małpy :-)

Od Koziego Wierchu, gdzie odbija czarny szlak do Doliny Pięciu Stawów, obłożenie szlaku zmalało. Po zdobyciu Buczynowej Strażnicy (2242 m n.p.m.), trzeba było lekko odbić w dół, bardzo stromym zejściem, i mnóstwem odpadających kamieni przy opadających siłach, sens wyprawy zaczął powracać do naszych myśli.

Następnie ostrym podejściem, prawie pionowym zaczęło się zdobywanie Granatów.

Jako pierwszy "pod młotek" poszedł Zadni Granat (2240 m n.p.m.), skąd nieco zapomnianym szlakiem, i dużo mniej uczęszczanym niż do tej pory kierowaliśmy się  w kierunku Skrajnego Granatu (2225 m n.p.m.), po drodze "zahaczając" o Pośredni Granat (2234 m n.p.m.). Gdzie spotkała nas przemiła przepaść z łączącym dwie skały łańcuchem.

Do pełni szczęścia i kompletu trasy brakowało nam jedynie dojście do przełęczy Krzyżne.

Z tej ostatniej zrezygnowaliśmy, bo na Skrajnym Granacie będąc nasze zegarki zaczęły pokazywać godzinę siedemnastą, co w połączeniu z zejściem do schroniska Murowaniec w Dolinie Gąsienicowej i dalszym zejściem do Kużnic nie dawało szans na zejście przed zapadnięciem zmroku.

Poza tym zaczęło wszystkim brakować wody!!! co było z pozoru błahym problemem, jednak im dłużej bez wody szliśmy tym problem ten stawał się bardziej uciążliwy.

Zejście żółtym szlakiem w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowego wydawało się nie mieć końca... szło się i szło, cały czas w dół, przy różnych stromiznach, przy dziesiątkach zakoli, schodach, schodkach wydeptanych z kamieni... co przy coraz niższym słońcu miało swój dramatyzm ale także i urok. W końcu po ponad dwóch godzinach dostaliśmy się do tafli stawu...

I tu nagle się okazało jak ważnym elementem w życiu jest woda. Woda jako źródło życia, bez której kilka godzin staje się udręką. Woda ze stawu, odpowiednio zimna była w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby jakie wtedy przyświecały nam na miejscu. Była napojem, była ochłodzeniem, była ukojeniem dla zmęczonych stóp. Woda tchnęła w nas nowe siły, nowe perspektywy myślenia o dalszej wyprawie. Tak niewiele trzeba czasem człowiekowi, aby móc normalnie żyć. Na codzień tego nie dostrzegamy....

Dojście do schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej to była formalność (trwająca prawie godzinę) gdzie czekało na nas zimne piwko i ciepła herbata. Po takiej "kolacji" przy zapadającym zmroku można było tylko iść dalej w kierunku Kuźnic niebieskim szlakiem.

Po dwóch godzinach szybkim w miarę marszem z czołówkami na głowach byliśmy u dolnej stacji kolejki, gdzie po krótkim targowaniu się dojechaliśmy na miejsce startu.

Woda dała nam taki zapał, że kierowca busika podczas targowania się, widząc naszą determinację i nieugięcie stwierdził "dobra, zawiozę Was za tyle ile chcecie, bo widzę że macie tyle sił, że doszlibyście jeszcze do Warszawy"

czwartek, 18 sierpnia 2011

Szpiglasowy Wierch 2172 m n.p.m.

"Nieużyty frak
Dziurawy płaszcz
Znoszony but

Zapomniany szal
Zaszył się w kąt
Niemodny już

Każda rzecz
O czymś śni
Odstawiona
Jeszcze chce
Modna być
Zanim cicho skona

I dopiero gdy zawoła Bóg
To pożegnam wszystkie te rzeczy i znów
Pójdę boso..."

(Fragment Piosenki Zespołu Zakopower: Boso, Autor: Bartłomiej Kudasik, Sebastian Karpiel 
Bułecka)

My postanowiliśmy tym razem pożegnać te rzeczy i znowu ruszyliśmy... tyle że nie boso. A w  
butach. Conajmniej do kostki.

DOJAZD

Dnia 14.08.2011, w niedzielę po południu, w środku długiego weekendu rozpoczął się szturm na 
najbardziej zapchane miejsce w kraju, czyli Zakopane. Po udanej drodze w systemie OSŁZ (Omijanie 
Szerokim Łukiem Zakopianki), dotarliśmy do Zakopanego od strony Kościeliska, gdzie dopiero w 
okolicach Krzeptówek utknęliśmy w stojącym korku i z prędkością żółwia udaliśmy się do centrum 
miasta celem znalezienia noclegu.

NOCLEG

"Głupi zawsze ma szczęście" - to motto które przyświeca mi już od dawna, i coś w tym jest...
My pojechaliśmy na tzw. "PAŁĘ", co oznaczało wielką improwizację i o ile zawsze takie 
rozwiązanie zbytnio nie utrudniało znalezienie właściwego lokum, o tyle wraz z biegiem 
nieudanych poszukiwań i odwiedzeniu co nowszych "sypialni" znalezienie CZEGOKOLWIEK stawało się 
coraz mniej prawdopodobne. Zwłaszcza iż godzina przyjazdu a następnie rozpoczęcia poszukiwań 
nakładała się z nadejściem zmierzchu. Zaczęło się robić ciemno... zawiało chłodnym wiatrem, 
zapachniało niepewnością... zaczęło się robić niewesoło...
Niewesoło było w klilkuosobowej kolejce do recepcji w Hotelu Hyrny, gdzie pani recepcjonistka 
kilka osób przed nami odesłała z kwitkiem, a po ostatniej angielskiej odmowie turystom 
zagranicznym, zrezygnowani, spytaliśmy, "czyli naprawdę nic nie ma?" - niestety, odpowiedziała 
pani R. jednak po chwilowym pomęczeniu jej w sensie słownym... patrząc na naszą trójkę odparła 
iż jest apartament dwuosobowy w cenie 280 zł co przy szybkim przeliczniku 280zł:5(osób)=56zł/os. 
stanowiło cenę akceptowalną. Szybka decyzja: TAK, bierzemy! Uff, kamień spadł z serca. Tym 
bardziej, że w luksusowych warunkach, z łazienką, dwoma pokojami, aneksem kuchennym... MEGA!

KRUPÓWKI

Być w Zakopanem i nie poczuć ścisku Krupówek, to jak pojechać nad morze i nie wejść na plażę... 
Pstrąg z grila smakował wyśmienicie, jednak kolejka śliwowicy w cenie 15 zł to już przegięcie w 
typowo Polsko, Zakopiańskim stylu. Pazerność ludzka nie zna granic. BLEEEEEEE!


RANEK

Poranek przywitał nas piękną pogodą, jak na farciarzy przystało, co po ciężkim wieczorze 
oznaczało, że niestety musimy iść... nie zdając sobie sprawy co nas będzie czekać...

Po oporządzeniu się, wybraniu się i dojechaniu do Palenicy Białczańskiej, nieopodal przejścia drogowego w łysej Polanie zaparkowaliśmy samochód na dużym parkingu przy drodze asfaltowej prowadzącej na Morskie Oko.

Asfaltem szliśmy w tłumie (jeszcze nie tak wielkim, ale w tłumie) aż do Wodogrzmotów  Mickiewicza, skąd zielonym szlakiem odbiliśmy w stronę Doliny Roztoki. 
Trasa umiarkowanie ciężka, jednak z początku bardzo uczęszczana, i ciężko było wyprzedzać "Dziunie w sandałkach", "Młodzież w trampkach" czy "Włóczykija" w kapeluszu o średnicy ronda bliskiej średnicy pierścieni Saturna. Jednak im bardziej zbliżaliśmy się do skrętu na czarny szlak, prowadzący do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich tym wszelakich okazów niegórskich robiło się coraz mniej...

Im "okazów" było mniej, tym więcej zaczęło się wynurzać widoków, do tej pory niespotykanych, coraz bardziej zapierających dech w piersiach...


Po odbiciu na czarny szlak, w kierunku schroniska stromizna zrobiła się dużo większa i trzeba było robić więcej przerw... Nagroda za strudzenie nastąpiła szybko i po 0,5h osiągnęliśmy Schronisko, które leżało u stóp pierwszego z pięciu stawów (Przedni Staw Polski), a tafla wody w kolorze morskim prawie sięgała murów budynku.



DOLINA PIĘCIU STAWÓW

Po zjedzeniu pięciu porcji szarlotek, wypiciu kaw, herbat, podpieczętowaniu książeczek, mając w 
nogach już swoje, a w głowie nie wiedząc ile nas czeka postanowiliśmy wyruszyć niebieskim 
szlakiem do Niżnego Solniska, skąd odbijał żółty szlak, którym z kolei mieliśmy osiągnąć 
Szpiglasową Przełęcz (2110 m n.p.m.).
Ów odcinek zdominowany jest przez trzy stawy. W głównej roli z największym Wielkim Stawem 
Polskim. Okrążenie z trzech stron, przy jednoczesnej zwiększającej się wysokości trasy, pozwala 
na podziwianie widoków, o do tej pory były dostępne jedynie na kartkach, w książkach i 
przewodnikach... Wkomponowanie tych zbiorników między skaliste gronie sprawia iż cała dolina 
daje wrażenie zamkniętego raju powyżej ziemi...




Podejście żółtym szlakiem dawało nam troszke po tyłkach, a właściwie po mięśniach nóg, które to 
były wystawione na dużo większe obciążenia niż dotychczas... wszystko to jednak nic, w 
porównaniu do tego co czekało na nas pod samą przełęczą...

ŁAŃCUCHY

Łańcuchy to ulubione miejsce naparzania piorunów... nam jednak przy słonecznej pogodzie bardzo 
się przydały, i wspinaczka nimi oprócz pomocy we wspinaniu stanowiła nie lada atrakcję.
Stromizny były niemałe. Ale widoki i odczucia - nie do zapomnienia. Tak więc bez komentarza, 
kilka zdjęć poniżej:


PRZEŁĘCZ SZPIGLASOWA

2110 metrów. Szacunek. Wkońcu jest widok na drugą stronę. Z Przełęczy można albo iść na szczyt Szpiglasowy Wierch, albo w dół do Morskiego Oka. Żółtym szlakiem.


SZPIGLASOWY WIERCH

2172 metrów. Widoki ze szczytu - nieziemskie. Z jednej strony na Słowację, jezioro w dolinie Temnosmrecinskej, 



natomiast po Polskiej stronie w oddali Morskie Oko, a nad nim Czarny Staw.



Cała wyprawa w tym miejscu osiąga punkt kulminacyjny, punkt z którego już będzie tylko niżej. Ale satysfakcja pozostanie. Cel zdobyty. Jesteśmy tam, gdzie już nie każdy dociera... a to krzepi. Wyżej już się nie da!

Początek i koniec. Alfa i Omega.


ZEJŚCIE

Żółty Szlak, który prowadzi ze Szpiglasowego Szczytu ciągnie się troszkę nawet, i pomimo że w większości składa się z poukładanych kamieni i nie jest mocno stromy ryzyko obsunięcia się nogi z kamienia jest duża, właśnie na teoretycznie zbyt łagodny charakter tego szlaku. Nam jeszcze się urozmaiciło, w sensie że spadł deszcz. Śliskie kamienie, nadchodząca burza - warunki zaczęły się pogarszać. Jednak wprawny krok, i pomimo dużej odległości znaleźliśmy się w schronisku w czasie przykazanym przez przyszlakowe tabliczki. 
Główni bohaterowie widoków: Morskie Oko, Czarny Staw 




Dopiero pod koniec zejścia tego odcinka, zaczęło się wyłaniać schronisko. Na całe szczęście z daleka nie było widać "korków" w schronisku... chodź przejście tego schroniska, to była tylko pieczątkowa formalność.


Droga z Morskiego Oka, czyli Szlak typu "LANS-DEPTAK" upłynął w tempie ekspresowym, gdyż zastosowaliśmy typowy zabijacz czasu w tego typu warunkach czyli grę w skojarzenia. Tak nam zeszło do Wodogrzmotów Mickiewicza.



BEZPIECZEŃSTWO

Przy Wodogrzmotach przeżyliśmy chwile, może nie tyle dramatyczne co bardzo emocjonujące i mam nadzieję mające odniesienie w przyszłości wypraw górskich i nie tylko. Dreptając asfaltem byliśmy świadkami akcji ratunkowej śmigłowca TOPR, który wisząc nieruchomo poniżej szczytu próbował podjąć akcję, jednak po jednym nieudanym podejściu odleciał na dalszy krąg, żeby wrócić spowrotem na miejsce. Odgłos helikoptera pomnożony spotęgowany został akustyką gór, skał i wywarł na nas duże wrażenie w kwestii bezpieczeństwa w górach. Na przyszłą wyprawę będziemy już lepiej przygotowani, co jednak będzie opisane niebawem.

DRZEWA

Emocje, które zafundował nam śmigłowiec TOPR'u byłyby ostatnimi w tym dniu, gdyby nie fakt, że w drodze powrotnej w okolicach GILOWIC napotkała nas tak silna ulewa, burza, wichura i gradobicie w jednym. Grad spadający przez blisko 20 minut, kulki wielkości kostek lodu zrobionych w zamrażalniku w lodówce MIŃSK, poprzewracane ogromne drzewa na drogi, zalane jezdnie... podtrzymały emocje dnia do samego końca.

"...Zamkną za mną drzwi
Nie zabiorę nic
Zamkną za mną drzwi
Nie zabiorę nic

I dopiero gdy zawoła Bóg
To pożegnam wszystkie te rzeczy i znów
Pójdę boso
Pójdę boso
Pójdę boso
Pójdę boso..."

środa, 3 sierpnia 2011

Babia Góra!!!! Część PIERWSZA

 Witaj Królowo Beskidów! Tu my - poddani, chcielibyśmy Cię nawiedzić. Tylko jest jedno ale... chcielibyśmy po Tobie podeptać, poskakać (bez skojarzeń) w środku nocy, i pozostać na szczycie u progu dnia... nie potraktuj nas źle, nie wywiej nam naszych móżdżków, nie każ nam gonić za potrzebą w kosodrzewiny...


...tyle pobożnych (lub nie) życzeń, przejdźmy do faktów...


Dnia 17 lipca 2011, zamiast siedzieć w spokoju w sobotni poranek ruszyliśmy na Babią... z opcją wschodu, spania w schronisku i takie tam...

...ale po kolei. Po przyjechaniu na parking od strony zielonego szlaku, prowadzącego do schroniska PTTK Markowe Szczawiny zastaliśmy zapełnione wszystkie miejsca, parking płatny-niestrzeżony (standard wszędzie) i jeszcze płatne wejściówki na teren Babiogórskiego Parku Narodowego...

...w tył zwrot, objazd pagórka o nazwie Mokry Kozub (842m n.p.m.) i zrobiliśmy sobie dziki parking przy prywatnej posesji, niepłatny-niestrzeżony (standard niewszędzie), wraz z darmowym wejściem na teren Babiogórskiego Parku, skąd prowadził czarny szlak na Tabakowe Siodło 998m n.p.m. skąd zielonym szlakiem pomknęliśmy w stronę Cyla (Mała Babia Góra, lub też wg. niektórych Młoda Babia Góra).





Szlak, który wybraliśmy cechował się brakiem turystów innych, co skutkowało wolnością oraz skupieniem się na gryzieniu źdźbeł podczas czytania drogowskazów... :-)
Ci turyści w tle, to istne perełki, 5-ciu ludziów z 15-stu spotkanych aż do Cyla...





Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma... żeby ubarwić zdjęcie szałaso-zajazdu na szlaku, postanowiliśmy ustawić się, szczególny nacisk stawiając na... długość spodni, od najkrótszej do najdłuższej...


Im dalsza stawała się wędrówka, tym widoki również stawały się inne, niż te, które zwykliśmy widywać na szlakach w reszcie szczytów Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. W tle widać szczyt Małej Babiej... 1517m n.p.m.


A tak widać miejsce, z którego robiliśmy poprzednie zdjęcie... szło się szybciej niżby się to wydawało...


A ze szczytu Małej Babiej, powinno być widać Przełęcz Brona i Diablaka, czyli Najwyższy szczyt (1725m n.p.m.) masywu Babiej Góry. O ile z pierwszym nie było problemu... o tyle drugi otulały chmury... i za nic nie chciały go puścić...

cdn.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Osrać Bobra!

A jednak Wycieczka pt. Osrać Bobra nie skończyła się na Babiej Górze. Bez przesady, żeby bez żadnego przygotowania od razu zdobywać pagór, który ma powyżej 1700 m n.p.m... tym bardziej z dzieckiem...


Z racji przypadającej na dzień 5 czerwca 2011 (niedziela) sesji egzaminacyjnej, Ania nie mogła uczestniczyć aktywnie w wyprawie, jednak godnie zastępowała Ją Julcia, która mimo podróżowania, a nawet snu w foteliku, przeszła prawie 2 km na własnych nogach, co w wieku trzyletniej dziewoji jest nie lada osiągnięciem...


...tym bardziej, że Wielka Racza, którą zdobywaliśmy ma 1236 m n.p.m.


Jednak podejście rozpoczęliśmy z parkingu "Pod Raczą" dojeżdzając doń od strony Rycerki Górnej, położonego mniej więcej na wysokości 750 m n.p.m. Niewielka jak na Beskid Żywiecki ilość przewyższeń oraz łagodnie poprowadzony szlak żółty sprawiły, że można by tam się wgramolić z lekkością na rowerach i to w dodatku z przyczepką. Jedynie końcówka (100m) przed schroniskiem była "ostra" jak na te warunki, lecz w przypadku wjazdu rowerem, zapewne jest to do objechania łagodniejszym podjazdem....


Co można czuć będąc na górze, na którą z łatwością jest wejść nawet na kacu? Teoretycznie współczynnik zadowolenia może być bliski zeru, a tu jednak miła niespodzianka. Nie dość, że ze szczytu panorama jest we wszystkich kierunkach, to dodadkowo postawiono wieżę widokową, z której widok w stylu 360 stopni jest już całkowicie ułatwiony, nawet dla jamnika, który na codzień nie widzi nic w głębokiej trawie...



Dodatkowo na wieży zainstalowano ciekawą "legendę" do otaczających nas widoków.





A wszystko tylko po to było aby... no właśnie, po pieczątkę...

poniedziałek, 2 maja 2011

Osrać Bobra!

Widok na Babią Górę















Zgodnie z ostatnią propozycją, następną wyprawę nazwiemy "Osrać Bobra!!!" jednak w dalszym ciągu trwają pertraktacje dokąd powinniśmy pójść, żeby Bobrowi narobić tu i ówdzie...

Jedną z propozycji jest Babia Góra (1724,6 m n.p.m.), taki mały wstępik przed Tatrami...

Troszku Zbliżenie...















Any Questions?